Aktualności


Aktualności 24.10. 2013
KIEDYŚ WRÓCIMY
KOCHAMY WAS








niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 24

Rozalia
Rozalia, chwiejnym krokiem podeszła do skomplikowanie wyglądającego odtwarzacza. Odruchowo wcisnęła jakiś guzik i, ku jej zdumieniu, z ogromnych głośników znajdujących się w kątach sali zaczęły sączyć się pierwsze dźwięki jakiejś powolnej piosenki.
Rose poczuła, jak jej ciało mimowolnie zaczyna poruszać się w spokojny rytm muzyki. Zupełnie jakby jakaś niewidzialna siła przejęła kontrolę nad jej wolą. Zamknęła oczy, dając ponieść się jej instynktowi. Stawiała płynne, gładkie kroki, co sprawiało jej niezrozumiałą radość. Miała wrażenie, jakby wszystkie te negatywne emocje zaczęły teraz tak po prostu z niej wyparowywać. Nie miała pojęcia, że dzięki zwykłemu poruszaniu można wyzbyć się wszystkich zmartwień i zwyczajnie o nich zapomnieć. Poczuła się niesamowicie wolna. Wszystkie tłumiące się dotychczas w jej głowie, która jeszcze przed chwilą zdawała się pulsować od ich natłoku, myśli zaczęły teraz z niej uchodzić, jak powietrze z przedziurawionego balonu. Rose miała wrażenie, jakby wyrzucała z siebie wszystkie przygnębiające wspomnienia i doznania, jakich doświadczyła. Poczuła się tak niezwykle lekka, że miała wrażenie jakby unosiła się nad ziemią, niczym puchowe piórko, które wypadło kiedyś z jej poduszki i latało sobie swobodnie po całym pokoju, nie mając najwyraźniej zamiaru opadać na dywan.
Rozalia nie zdawała sobie sprawy, że dzięki tańcu można wyprzeć z siebie cały ten ból, cierpienie. A cierpiała. I to bardzo. Bo w końcu jak ktoś, kogo rodzice zupełnie nie zwracali na niego uwagi, gdyż bardziej interesowały ich sprawy biznesowe, mógłby nie cierpieć? Rose sama przed sobą nie przyznawała się do tego, że ją to rusza, jednak gdzieś w głębi serca zawsze czuła zawód do swoich rodziców. Może próbowała przyćmić to uczucie ciągłymi zakupami i gnębieniem innych, ale to i tak czasem do niej wracało. Zamykała się wtedy w pokoju i oglądała na swoim, obklejonym przeróżnymi błyskotkami i zdjęciami, laptopie nagrania jej babci, dopóki jej nie przeszło.
Rose poczuła jak ucisk sznura, który oplatał jej serce, zaczął się teraz nieco rozluźniać. Sama nie wierzyła w to, co właśnie robi – tańczy z własnej woli i przyznaje się przed sobą do swoich uczuć – ale wcale nie chciała przestawać. To było chyba najpiękniejsze uczucie, jakie dotąd doświadczyła.

***

Wojtek szedł szybkim tempem przez dość szeroki, pusty korytarz Liceum Artystycznego, a jego kroki odbijały się pustym echem od wielkich ścian. Spojrzał na swój masywny zegarek, który pokazywał godzinę 15.30.
Cholera, pomyślał. Grzesiek mnie zabije, jeśli tej laski już tu nie będzie.
W holu panował półmrok, a do uszu wokalisty docierały odgłosy jakby dwóch różnych piosenek. Źródło jednego z nich zdawało się znajdować coraz bliżej, więc Wojtek przyspieszył jeszcze bardziej i dotarł do ściany, całej złożonej z ogromnych okien. Zmrużył nieco oczy pod wpływem oślepiających promieni zachodzącego słońca, które padały prosto na jego twarz.
Po drugiej stronie oszklonych drzwi dostrzegł zarys czyjejś poruszającej się sylwetki. Chyba tańczącej. Przyjrzał się jej dokładniej i nagle go zamurowało. Nigdy jeszcze nie widział, żeby ktoś tańczył z taką pasją i wdziękiem. Zgrabne ruchy nieznajomej pochłonęły go bez reszty. To było coś niesamowitego. Nie mógł przestać się w nią wpatrywać, ani nawet poruszyć. Oczarowany, zaczął przenosić się w jakiś zupełnie inny świat, jakby uczucia tańczącej ogarnęły teraz także jego. Musiał wyglądać dość komicznie, kiedy tak stał z rozwartymi ustami i wgapiał się w jeden punkt, ale nic nie mógł na to poradzić. Jakieś dziwne, jakby elektryzujące uczucie ogarnęło każdy milimetr jego ciała. Czuł się jak sparaliżowany.
Sterczał tak przed drzwiami parę minut, cały czas wędrując wzrokiem po poruszającej się z gracją postaci i próbując uspokoić dzikie bicie serca, jednak na próżno. Poczuł się całkowicie zamroczony, zupełnie, jakby się zakochał. Ale to przecież niemożliwe. Nie można się zakochać od patrzenia na czyjś taniec i to jeszcze przez tak krótki czas… prawda?
Dziewczyna odwróciła się właśnie stronę muzyka, ukazując tym samym swoją twarz. W jednej chwili, Wojtek ocknął się, jakby ktoś przywalił mu w głowę.
Zaraz, zaraz, pomyślał. Czy to… Rozalia?

***

Rose robiła właśnie obrót na ugiętych nogach, kiedy jej wzrok przykuł ciemny zarys czyjejś postaci stojącej za ścianą. Zmroziło ją. Stanęła na równe nogi, omal się przy tym nie przewracając i zamrugała oczami. Kto mógłby chcieć stać tu i gapić się na nią? Przecież piętro wyżej odbywało się przedstawienie, w którym występowali z całą pewnością lepsi od niej tancerze.
Rozalia już chciała uciec przez drugie drzwi znajdujące się w pomieszczeniu, które prowadziły do szatni, ale jej nogi odmówiły posłuszeństwa. Jakieś dziwne uczucie przeszyło ją od stóp do głów. Nagle poczuła się tak jak zawsze, pewna siebie i niczym się nie przejmująca.
Wciąż ciężko dysząc ze zmęczenia, uniosła głowę i ujrzała, jak nieznajomy wchodzi do sali.
- Wojtek?! – krzyknęła nieco głośniej niż zamierzała, widząc jego twarz. – Co ty tu robisz?!
Nogi Rozalii ugięły się pod nią, jakby były z waty, po części ze zmęczenia, a po części ze zdziwienia. Jej ciało obsypał znajomy dreszcz towarzyszący jej za każdym razem, kiedy widziała Wojtka. Podniosła wzrok i mimowolnie zaczęła zatapiać się w jego morskich oczach, ale zaraz przywołała się do porządku. Nie miała pojęcia, czemu zaczyna tracić nad sobą kontrolę za każdym razem, gdy go widzi, ale miała już tego dość.
- Tak, tak też miło mi cię widzieć – odparł, jakby rozbawiony – Grześkowi coś wypadło i prosił mnie, żebym podwiózł cię do Domu Pracy Twórczej. – spojrzał na zegarek – W sumie to już niedługo powinien tam być.
Rose już miała go zapytać o czym on gada, kiedy nagle przypomniała sobie, że dziś rano umówiła się z Grześkiem. Zupełnie wyleciało jej to z głowy. Dzisiejszy poranek wydawał jej się tak odległy, jakby miał miejsce parę miesięcy temu. Ledwo odepchnęła od siebie znów powracające wspomnienia, by uniknąć kolejnego napadu mdłości.
- Widziałem jak tańczysz – rzucił Wojtek, widząc zmieszanie dziewczyny – jesteś naprawdę…- zrobił pauzę na znalezienie odpowiedniego słowa – niesamowita! – No to się postarał.
- Ta, ta, wiem. – Odparła oschle, zakładając ręce na piersiach.
- Czekaj, czekaj, czy to… liście? – mrużąc oczy ze zdumienia, Wojtek dotknął palcem jej potarganych włosów.
Normalnie nie przejęła by się, gdyby ktoś zobaczył ją w takim stanie. W końcu to jej sprawa jak wygląda i opinia jakiegoś bezguścia zupełnie by po niej spłynęła. Jednak, kiedy Wojtek z błyskiem rozbawienia w oczach przyjrzał się jej rozczochranym, posklejanym w sztywne kosmyki, włosom, Rose miała ochotę na siebie nawrzeszczeć. Jak mogła nie zwrócić wcześniej uwagi na to, że jej włosy wyglądały jak kudły jakiejś małpy?!
Poczuła jak jej policzki się rumienią. Wprost nie znosiła, kiedy ktoś widział, jak się zawstydza, więc stwierdziła, że najlepiej będzie zignorować uwagę wokalisty.
– Jedziemy czy nie? – warknęła i nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę drzwi.
- Tak jest! – zasalutował wokalista, przykładając dwa palce do czoła, po czym obrócił się na pięcie i pomaszerował za Rozalią.

***

Podróż minęła Rozalii dosyć szybko. Od kiedy wsiedli do samochodu, Rose nie zamieniła z Wojtkiem ani słowa. Ich milczenie zagłuszała muzyka sącząca się z głośników sportowego auta wokalisty.
Dziewczyna, cały czas opierając się czołem o szybę, wpatrywała się pustym beznamiętnym wzrokiem w mijane drzewa, na których już tylko gdzieniegdzie sterczały wyschnięte, pomarszczone liście, i monumentalne budynki. Miała teraz wrażenie, że tak naprawdę dzisiejszy poranek po prostu jej się przyśnił, a rodzice nadal żyją i są właśnie w drodze do domu. Przecież to nie do pomyślenia, żeby tak idealne życie tak idealnej dziewczyny nagle miało legnąć w gruzach! Tylko czemu pojechała do tego lasu, a potem do szkoły? Zwykły sen aż tak mocno by na nią wpłynął? Widocznie tak.
Rozalię naszła nagle wielka ochota, żeby zadzwonić do mamy, zapytać się jak mija podróż i opowiedzieć jej o tym szalonym śnie. Pewnie i tak by jej nie słuchała i powtarzała co chwilę obojętnym tonem: ‘aha, tak?, to wspaniale!’, ale co z tego. Rose po prostu chciała usłyszeć jej głos.
Dziewczyna już wyciągała komórkę z kieszeni zszarzałych spodni, kiedy samochód podjechał pod dość duży dom (ale nie dorównujący oczywiście rozmiarom willi Rozalii) o nowoczesnej architekturze. Jasnobrązowy, asymetryczny dach wspierały cztery wąskie kolumienki. Aż trudno było uwierzyć, że nie złamały się jeszcze pod jego ciężarem. Cała weranda była oszklona, a odbijające się od niej promienie słoneczne boleśnie raziły w oczy. Pod piaskowymi ścianami lekko powiewały soczysto zielone listeczki jakichś sadzonych drzewek.
- No to jesteśmy – rzucił Wojtek, po czym, ociągając się wyszedł z auta.
Rose, przyzwyczajona do tego, że kiedy nie jeździła swoim samochodem ktoś zawsze otwierał jej drzwi, nadal siedziała sobie wygodnie na swoim fotelu, licząc, że wokalista zaraz ją wyręczy.
Muzyk przystanął w połowie obsypanej żwirem ścieżki prowadzącej do drzwi wejściowych i obejrzał się.
- No idziesz czy nie?! – zawołał ze zdziwioną miną i uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna jęknęła, szybkim ruchem otworzyła drzwi samochodu i wysiadła z gracją. Przeszła przez ścieżkę, wspięła się po schodkach na niewielki taras otaczający ciemnobrązowe drzwi i oparła ręce na biodrach.
Rana na kostce nadal ją piekła, a nogi zdawały się być jak z waty. Zaraz po wyjściu ze szkoły doprowadziła swoje włosy do mniej więcej znośnego stanu i otrzepała się ze zbrązowiałego piachu i suchych strzępków liści. Zaczynała boleć ją głowa. Jak mogła aż tak bardzo dać się ponieść emocjom wywołanym zwykłym snem?! Musi powiedzieć Basi, żeby koniecznie ją powstrzymała, jeżeli znowu będzie chciała jechać do wyludnionego buszu w jakichś starych, ohydnych dresach.
Wojtek zaczął siłować się z drzwiami i po czwartym razie w końcu udało mu się przekręcić kluczyk w zamku. Zauważył rozbawienie w oczach dziewczyny.
- Zwykle to nie ja otwieram drzwi, okej? – Usprawiedliwił się, próbując teraz desperacko wyciągnąć klucz z drzwi.
- Jaaaasne – rzuciła śpiewnie, przewracając oczami.
Weszła do środka i znalazła się w wąskim, jasnym korytarzu prowadzącym do przestronnego salonu. W ścianie naprzeciwko znajdowały się oszklone, rozsuwane drzwi, prowadzące do ogrodu, przez które wpadały złote strumienie słońca. Na pozostałych ścianach, o białej barwie wisiało mnóstwo obrazów i zdjęć.
Wojtek uderzył dłońmi o uda.
- Hmm, to ja cię tu zostawiam. Grzesiek powinien niedługo być, a póki co czuj się jak u siebie. Jakbyś czegoś potrzebowała, jestem na górze. – Spojrzał jej głęboko w oczy.
Pod Rozalią ugięły się kolana. Po raz kolejny sparaliżowało ją to niewyjaśnione przyjemne uczucie. Odruchowo odgarnęła lśniące, długie włosy.
- Jasne, spoko. – odparła cicho, próbując nie dać nic po sobie poznać.
Wokalista zaczął wspinać się po brązowych schodach na piętro, a Rose opadła bezwładnie na niezwykle miękką skórzaną sofę. Próbowała się uspokoić, kiedy nagle w jej kieszeni zawibrowała komórka. Dostała smsa.

Jesteś w Domu Pracy Twórczej? Sorry, że się spóźniam, ale powinienem być za jakieś 15 min. Jeśli musisz, to idź, ale wolałbym, żebyś poczekała ;)

Rose odłożyła iPhona na mahoniowy stoliczek. Ostatnim, na co miała teraz ochotę było
spotkanie z Grześkiem. Ale co z jej planem? Musiała być silna.
Rozparła się wygodniej na kanapie i wypuściła powietrze z płuc. W głowie cały czas miała obraz tych niewyobrażalnie wciągających, morskich oczu. Przymknęła powieki i zaczęła się w nich zanurzać. Były tak urzekające, że nie sposób było się im oprzeć. Jakby skrywały w sobie jakąś nieodpartą, przyciągającą siłę. Tak naprawdę nie dawały jej spokoju, od kiedy ujrzała je po raz pierwszy. Często pojawiały się w jej snach i pochłaniały ją bez reszty. Rano budziła się cała zlana zimnym potem i z trudem łapała powietrze. Ale nie ze strachu… bardziej z zafascynowania, zauroczenia.
Niestety nie miała pojęcia czyją są własnością. Teraz uświadomiła sobie, że już wie. I co najgorsze nie należały one do Grześka. Należały do Wojtka.

Lamczi
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Siemeczka! Co tam u was? Dowiedziałyśmy się ostatnio, że czyta nas pewna dziewczyna z klasy maturalnej! A wy? Ile macie lat? :) Komentujcie, komentujcie to ogrzewa nam serce! 

10 komentarzy:

  1. świetne :) piszcie szybko następne części :D

    OdpowiedzUsuń
  2. już myślałam, że się nie doczekam. super. czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. To zaszczyt ze wspomnialyscie o mnie w notatce :D klasa maturalna ale stara jestem ... Rozdział zajebisty :D

    OdpowiedzUsuń
  4. NIE NO SUPCIO DOPIERO ZNALAZŁAM A 13 NA KARKU

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział, czekam na kolejny:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaki bedzie następny rozdział :)?

    OdpowiedzUsuń
  8. jesteście niesamowite ;) już się nie mogę doczekać następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Boskie nie mogę się doczekać kiedy Rose będzie z Wojtkiem ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne jest to wasze opowiadanie. Dopiero teraz na nie wpadłam w necie i nie moge przestać o nim mysleć :D

    OdpowiedzUsuń