Półtorej godziny później Rose zaparkowała swoje sportowe auto na podjeździe Domu Pracy Twórczej. Dopiero kiedy wyszła z domu, dotarło do niej, że jej samochód nadal stoi na parkingu koło jej szkoły, więc musiała gnieść się z tymi wszystkimi ludźmi w tramwaju, żeby tam dotrzeć. A niestety niektórzy chyba nie wiedzą, że istnieje coś takiego jak dezodorant… albo chociaż mydło.
Dziewczyna wyprostowała się na obitym skórą siedzeniu i przymknęła powieki.
Okej, spokojnie. Teraz najważniejsze jest, żeby zrobić oszałamiające wrażenie na Grześku… co w sumie nie będzie takie trudne, biorąc pod uwagę fakt, że w mojej obecności on i tak wydaje się już być zauroczony do granic możliwości. – pomyślała, uśmiechając się przy tym z triumfem. – Tylko nie rozpraszaj się Wojtkiem. – nakazała sobie – Po prostu go ignoruj.
Wzięła głęboki wdech, po raz ostatni przejrzała się we wstecznym lusterku, pociągając usta malinową szminką i wysiadła z samochodu.
Drzwi otworzył jej Bartek.
- O, Rozalia, jesteś! – Przywitał ją radosnym tonem. – Grzesiek się jeszcze szykuje. – dodał, uśmiechając się szeroko i mrugając jednym okiem.
Na te słowa Rose ogarnęło wspaniałe uczucie zwycięstwa. W sumie już nawet nie musi się starać, owinęła sobie Grześka wokół palca i była o tym przekonana.
Weszła za muzykiem do jasnego salonu, gdzie napotkała wzrok Wojtka siedzącego na kanapie. Jak na zawołanie, dziewczynę zaczęła zalewać fala ciepła, a bicie jej serca gwałtownie przyspieszyło. Rose natychmiast stłumiła to uczucie i przybrała obojętny wyraz twarzy.
Cholera! – pomyślała – dlaczego akurat on musi tu teraz siedzieć?!
- Cześć – rzucił, widząc Rozalię, po czym odwrócił wzrok od jej szmaragdowych oczu. Sprawiał dziwne wrażenie, jakby siłował się z wewnętrzną chęcią spojrzenia w nie jeszcze raz.
- Hej – odparła, siląc się na obojętny, wręcz suchy ton głosu.
-Grzesieeek! – zawołał nagle Bartek, przyprawiając tym Rose o lekki zawał serca. – Twoja dziewczyna już jest!
Nie minęło pięć sekund, a do uszu dziewczyny dotarły odgłosy Grześka zbiegającego po schodach. Ubrany był w niebieską koszulę w kratę i czarne, luźne spodnie, a we włosy władował chyba tonę żelu.
Noo, nie wygląda chyba aż tak źle. – pomyślała Rose – A przynajmniej mogłoby być gorzej.
Chłopak podszedł do Rozalii i pocałował ją lekko w policzek na przywitanie. Dziewczynę uderzył w nozdrza tak ostry zapach wody kolońskiej, że po chwili musiała się od niego odsunąć, żeby nie zacząć się dusić. Boże, ile on tego na siebie wylał?!
Perkusista chrząknął.
- Cześć. F-fajnie, że je-jesteś.- Jego głos drżał, a on sam sprawiał wrażenie niezwykle zestresowanego i przejętego spotkaniem z Rose.
Dziewczyna nie miała ochoty częstować go jakimś kolejnym kokieteryjnym tekstem – Grzesiek spiąłby się pewnie jeszcze bardziej – więc odparła zdawkowo:
- Tak, dzięki.
- Masz ochotę na coś do picia? Sok, wod…
- Nie, piłam w domu. – przerwała mu chyba nieco zbyt ostro, tracąc cierpliwość – to może oprowadzisz mnie po waszym pięknym domu, hm? – dodała szybko, zmieniając ton głosu na łagodniejszy i uśmiechając się słodko. Miała wrażenie, że Wojtek przez cały czas taksuje ją przeszywającym wzrokiem, ale nie ośmieliła się na niego spojrzeć.
- No jasne, dla ciebie wszystko. – odparł rozentuzjazmowany perkusista, a Rose mimowolnie przewróciła oczami. – Może chodźmy najpierw na górę. – dodał, po czym drżącą ręką objął dziewczynę w talii, prawie jej nie dotykając i zaprowadził na piętro.
Korytarz był stosunkowo krótki i wąski, a podłoga wyłożona jasnobrązowym parkietem. W białych ścianach znajdowało się pięć czy sześć ciemnych drzwi, a z sufitu zwisał dość duży czarny żyrandol.
- Tu znajdują się sypialnie chłopaków – zaczął Grzesiek, wskazując na lewą i prawą stronę. – a tu moja. – podszedł do drzwi naprzeciwko nich i otworzył je zamaszystym ruchem.
Rose weszła do środka. W powietrzu unosił się delikatny zapach tej samej wody kolońskiej, którą wylał na siebie muzyk. Naprzeciwko drzwi ustawione było szerokie łóżko o prostym kroju. Na białej, niepościelonej kołdrze walały się stosy kolorowych koszulek i dżinsowych spodni. Po prawej stronie, przed łóżkiem stał nieduży plazmowy telewizor a obok niego okrągła, wysoka lampa. Na ogromnym głośniku ustawiona była tak duża i widocznie niestabilna wieża z płyt, że trudno było uwierzyć, że jeszcze się nie przewróciła. Po drugiej stronie sypialni stał niski owalny stoliczek na którym porozrzucane były przeróżne karty i czasopisma. Cały pokój wydał się Rozalii tak nieprzytulny, że aż miała ochotę z niego wyjść.
- Sorki za bałagan. – powiedział perkusista, uśmiechając się do niej niepewnie.
- Nie ma sprawy. Bardzo, hm, ładny pokój. – Dziewczyna z trudem zdobyła się na jakąś miłą uwagę.
Grzesiek uśmiechnął się szerzej w odpowiedzi i otworzył drzwi znajdujące się w lewej ścianie, których Rose wcześniej nie zauważyła. Jak się okazało, prowadziły do przestronnej łazienki ze skośnym sufitem i dużą ilością okien, przez które wpadały złote promienie słońca. Większa część pomieszczenia pokryta była brązowym marmurem, a na blacie obok umywalki stały beżowe, niezapalone świeczki.
Prosto z łazienki przeszli do wypchanej po brzegi garderoby. Muzyk pokazał jej swoje ulubione ubrania i dodatki, a Rozalia przez cały czas starała się wyglądać na niezwykle zainteresowaną jego opowieściami i co chwila wydawała pełne zachwytu okrzyki, jakby doskonale wiedziała o czym on w ogóle gada.
Po jakichś piętnastu minutach bezsensownej paplaniny, chłopak zaprowadził ją z powrotem na dół. Kiedy przechodzili obok kuchni, pod Rose mimowolnie ugięły się kolana na wspomnienie tego, co tu się ostatnio wydarzyło. Odepchnęła jednak od siebie szybko te myśli i ruszyła za Grześkiem do niedużego ogrodu, w którym znajdował się naprawdę długo niemyty grill i sporych rozmiarów kosiarka.
Następnie przeszli do piwnicy, gdzie znajdował się pokój, w którym zespół tworzył swoją muzykę. Znajdowało się w nim całe mnóstwo przeróżnych instrumentów: gitary, basy, keyboardy, perkusja i wiele innych, na których Rozalia zupełnie się nie znała. Pomieszczenie było nimi tak zagracone, że ledwie dało się zrobić w nim parę kroków.
Nagle komórka perkusisty wydała dźwięk informujący o nowej wiadomości. Chłopak przez kilka sekund wpatrywał się w ekran, marszcząc brwi, po czym, chowając telefon do kieszeni, powiedział:
- No, to by było na tyle jeżeli chodzi o zwiedzanie domu.
W końcu! – pomyślała Rose – Teraz tylko przydałoby się wspomnieć o jakimś nowym teledysku Afromental, w którym mogłabym zagrać… i w sumie już niedługo będę miała Grześka z głowy. Tylko najpierw muszę wydostać się z tej graciarni.
- Aha, naprawdę śliczny dom. – zaczęła słodkim głosem. – Idziemy na górę?
Nie czekając na odpowiedź, dziewczyna ruszyła przed siebie. Słysząc za sobą kroki perkusisty, przyspieszyła i weszła na schody. Nagle zauważyła schodzącego po nich Wojtka. Szybko spuściła wzrok, co było do niej niepodobne, bo zawsze szła z dumnie uniesioną głową, pokazując wszystkim kto tu rządzi, i wyminęła go zgrabnym ruchem. Gdy stała już u szczytu schodów, usłyszała głos Grześka:
- O, Wojtuś, jak dobrze, że jesteś! Zajmiesz się na chwilę Rose? Muszę iść zadzwonić.
Rozalia miała ochotę spiorunować go wzrokiem, ale powstrzymała się i popatrzyła tylko na niego niewinnie. Dlaczego znowu Wojtek?! Jest tyle członków zespołu, a i tak zawsze musi trafiać na niego! Rose nie mogła się znowu rozpraszać. Ona tu ma misję do wypełnienia, cholera jasna!
No dobra, spokojnie. Grzesiek zaraz wróci, a do tego czasu ona sobie tutaj po prostu poczeka, nie zwracając najmniejszej uwagi na Wojtka. I już.
Wokalista wyglądał, jakby momentalnie się spiął. Wsadził ręce do kieszeni, co Rose wydało się sposobem na odwrócenie od tego uwagi.
- Jasne, nie ma sprawy. – rzucił lekkim tonem.
- Super, dzięki. – odparł Grzesiek, obdarzając przyjaciela szerokim uśmiechem i dodał, spoglądając na Rose - Zaraz będę.
Rozalia posłała mu wymuszony uśmiech i przesunęła się, żeby chłopak mógł wejść na górę, po czym, nie mając nic lepszego do roboty, usiadła na schodach i udała, że robi coś niezwykle wciągającego na swoim iPhonie.
Wojtek wziął głęboki wdech i zaczął, wbijając ręce w kieszenie dresowych spodni:
- Chcesz posłuchać naszej nowej piosenki? Nie jest jeszcze skończona, ale ostatnio mam wenę…
- Nie, dzięki – przerwała mu oschle Rose, podnosząc wzrok znad komórki. Skoro ignorowanie go nie wypala, pozbędzie się go w nieco bardziej drastyczny sposób. – Od waszej muzyki robi mi się niedobrze. – No dobra, trochę przesadziła, ale może w ten sposób chłopak da jej szybciej spokój.
- Hej, wyluzuj. Co ci jest? – Odparł, wyglądając na rozbawionego reakcją Rozalii i uniósł ręce w geście kapitulacji.
Rose wprost nienawidziła, kiedy ktoś się z niej śmiał. Już miała poczęstować go jakąś ociekającą jadem uwagą, ale kiedy wbiła pełen oburzenia wzrok w jego morskie oczy, po prostu nie dała rady. Nie mogła się im oprzeć, zaczęła się w nich zatapiać, coraz bardziej i bardziej.
- Przecież to wszystko nie ma sensu – pomyślała – po co mam wykorzystywać tego całego Grześka i jeszcze tyle się z nim męczyć, skoro tutaj siedzi on… i tak na mnie patrzy… Zaraz, chwila! Co ja robię?!
Rose spuściła pospiesznie wzrok i wypuściła cały czas wstrzymywane powietrze z płuc. Oczywiście, że to ma sens. Już tak niewiele zostało, żeby Rozalia stała się znana. Trudno, pomęczy się jeszcze trochę z Grześkiem, w końcu nie ma nic za darmo. Ale sensu na pewno nie miałoby zaczynanie tego wszystkiego od nowa, a dla bezpieczeństwa swojego planu Rose chyba powinna zacząć unikać Wojtka.
Dziewczyna, zupełnie zbita z tropu, podniosła się ze schodka, wrzucając telefon do jasnobrązowej, skórzanej torebki.
- To ja chyba pójdę zobaczyć co tam u Grześka. – Powiedziała nieco za wysokim tonem jak na nią, po czym odwróciła się na pięcie i pognała na górę.
Perkusista właśnie szedł w jej stronę.
- Ja już chyba będę się zbierać. – Powiedziała, wygładzając swoją sukienkę od Chloe.
- Już? Czemu tak wcześnie? – Grzesiek wyglądał na rozczarowanego.
- Ja… Ehm… Przypomniałam sobie właśnie, że jutro mam kartkówkę z biologii, a nic nie umiem! – skłamała, przybierając entuzjastyczny ton głosu. – Too jakoś się zdzwonimy, nie? – Dodała, trzepocząc rzęsami.
- No jasne – odparł, wciąż lekko podminowany i ruszył w kierunku drzwi, żeby odprowadzić dziewczynę.
- Naprawdę świetnie się bawiłam! Muszę częściej tu wpadać! – Krzyknęła, mając nadzieję, że naprawdę wygląda na zachwyconą.
- Koniecznie! – Uśmiechnął się, a jego brązowe oczy zamigotały ożywieniem. – No to… Powodzenia w nauce.
- Tak, ehm, dzięki. – Odparła z nieznacznym uśmiechem.
Całe to pożegnanie wydało się Rozalii strasznie niezręczne. Zupełnie jak na tych wszystkich filmach, w których dwie osoby dopiero co się poznały i usilnie próbują znaleźć jakiś temat do rozmowy, ale zazwyczaj im to nie wychodzi. Rose miała już tego dosyć.
- Dobra, to cześć. – Rzuciła i, nawet nie czekając na odpowiedź, ruszyła w kierunku swojego samochodu.
* * *
O co tej dziewczynie chodzi, do cholery?!
Wojtek siedział na czarnym, strasznie niewygodnym fotelu w piwnicy Domu Pracy Twórczej i odkąd wyszła Rose, nie mógł przestać o niej myśleć. A raczej o jej dziwnym zachowaniu. Okej, może i ma taki charakter, może to nie jej wina, ale… po tym jak wokalista odebrał ją ze szkoły i zawiózł tutaj, wcale taka nie była. Można by nawet powiedzieć, że zachowywała się jak ktoś zupełnie inny. Więc dlaczego dzisiaj była taka… po prostu wredna? Wojtek chciał z nią zwyczajnie porozmawiać, a ona najpierw wyglądała jakby chciała zabić go spojrzeniem, a potem uciekła. Czy to ma coś wspólnego z wczorajszym dniem? A może z Grześkiem… No właśnie. Z tego, co Wojtek dziś zaobserwował, Rozalia zachowywała się bardzo podobnie w stosunku do perkusisty, a kiedy już zdobywała się na jakiś miły komentarz, widać było, że przychodzi jej to z trudem. Ona ma w tym jakiś interes… Przecież gołym okiem widać, że Rose go po prostu wykorzystuje. Tyle że Grzesiek zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy, jakby był całkowicie zaślepiony.
Przecież tak nie może być! – pomyślał, prostując się nagle na fotelu. – Muszę jak najszybciej przemówić Grześkowi do rozumu… albo lepiej Rozalii, bo do niego pewnie i tak nic nie dotrze. Tylko jak…
Wokalista podniósł się gwałtownie z fotela oświecony nowym pomysłem i pobiegł na górę, do pokoju Grześka.
Stanął naprzeciwko drzwi, wziął głęboki wdech i zapukał. Nic. Zapukał jeszcze raz. Zero odpowiedzi. Nacisnął delikatnie klamkę, a drzwi się otworzyły. Wokalista wszedł do środka, nie zdając sobie sprawy z tego, że cały czas stąpa na palcach. Czuł się jakby był szpiegiem w filmie i miał właśnie odkryć jakąś szokującą tajemnicę. Ale on wcale nie miał zamiaru szpiegować Grześka, tylko mu pomóc… może w nieco dziwny sposób, ale jednak.
Przyłożył ucho do drzwi od łazienki i usłyszał dźwięk lejącej się wody. Grzesiek pewnie brał prysznic. Wojtek rozejrzał się po pokoju i zauważył nagle komórkę perkusisty na małym stoliku stojącym koło niego. Idealnie! Chłopak wziął ją do rąk i wszedł w listę kontaktów.
Nagle poczuł się wyjątkowo podle. Czy on właśnie stoi sobie w pokoju przyjaciela i grzebie w jego komórce podczas, gdy ten bierze prysznic? Wokalista już miał z powrotem odłożyć telefon na miejsce i wymknąć się po cichu z pomieszczenia, ale się powstrzymał.
Przecież to dla jego dobra. – Pomyślał, próbując przekonać samego siebie. – Po prostu to zrób.
Wojtek, cały czas jeszcze walcząc z wyrzutami sumienia, wybrał numer Rozalii i zaczął pisać.
* * *
Rose siedziała na swoim łóżku, wpatrując się w zdjęcie swojej babci tańczącej w młodości.
Jak to jest możliwe, że dzięki tańcu udało mi się tak po prostu oderwać do rzeczywistości? – myślała – Zapomnieć choć na chwilę o… rodzicach i całej reszcie. – Dziewczynie nagle ścisnęło się gardło. – Nie, to nie ma sensu – Rose pociągnęła nosem i opadła na miękkie poduszki projektu jej mamy.
- Oczywiście, że ma sens. To jest po prostu magiczne. – Odezwał się jakiś głos w jej głowie, a Rozalia z jakiegoś powodu wiedziała, że ma rację.
Nie wiem co teraz będzie – pomyślała – Nie mam już nikogo… zupełnie. Jestem całkiem sama.
- Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało – głos w głowie znowu się odezwał.
Może tylko dlatego, że miałam świadomość, iż mogłoby być inaczej. – odpowiedziała głosowi. – Ale teraz… sama już nie wiem co teraz…
Nagle odezwał się iPhone dziewczyny. W samą porę, bo do jej oczu zaczynały już napływać łzy. Rose wzięła telefon do ręki. Dostała nową wiadomość od Grześka.
Spotkajmy się jutro o 18.00 w Parku Świętokrzyskim koło fontanny. Co ty na to?
Rozalia była teraz kompletnie zbita z tropu. Nagle cały ten plan związany z Grześkiem wydał jej się śmieszny. Mogłaby robić tyle ciekawych rzeczy, a zamiast tego woli uganiać się za członkiem zespołu, za którym nawet nie przepada, w nadziei, że ją wypromuje. Naprawdę nie miała teraz najmniejszej ochoty na kolejne spotkanie z Grześkiem. Ale z drugiej strony wiedziała, że jeszcze będzie żałować, jeżeli się nie zgodzi, więc odpisała mu najszybciej, jak tylko potrafiła w obawie, że zaraz znowu zmieni zdanie.
Okej, to widzimy się jutro.
Nagle usłyszała przeraźliwy krzyk dochodzący z dołu. W pierwszej chwili Rose tak się przestraszyła, że iPhone aż wypadł jej z ręki, a ona sama zastygła w bezruchu. Jednak po chwili wszystko sobie przypomniała.
Czyżby ciocia postanowiła umyć sobie włosy? – pomyślała z triumfalnym uśmieszkiem.
Nie czekając dłużej, Rozalia wybiegła z pokoju i w podskokach dotarła do łazienki na parterze. Nagle wyszła z niej ciotka, od której aż emanowała wściekłość. Rose tak bardzo zachciało się śmiać, że musiała zakryć usta ręką, żeby to ukryć.
Eliza stała przed nią prawie łysa, trzymając w rękach jakieś czarne kudły, zapewne jej własne. Na gładkiej głowie sterczało jej kilka czarnych kikutów, a biały szlafrok od Diora cały był w jej włosach. Na twarzy wypisaną miała furię, a jej spojrzenie zdawało się mówić: lepiej nie podchodź bliżej, bo nie ręczę za siebie! Dodanie kremu do depilacji do jej szamponu było po prostu genialnym pomysłem!
- Co. To. Wszystko. Ma. Znaczyć?! – wydarła się histerycznie wystawiając ręce w stronę Rozalii.
- Ale o co ci chodzi? – Rose przybrała minę niewiniątka.
- Nie denerwuj mnie, dobrze wiem, że to twoja sprawka!!! – Krzyknęła poirytowana do granic możliwości.
Dziewczyna już nie mogła się dłużej powstrzymać i wybuchła śmiechem, zginając się wpół, aż do jej oczu napłynęły łzy. Jednak po chwili spoważniała i spojrzała ciotce prosto w oczy.
- Cóż, powinnaś się była spodziewać, że nie będziesz mieć ze mną łatwo. – Powiedziała dumnie, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę schodów, cały czas chichocząc.
Lamczi
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Chyba dosyć długi wyszedł.
Przepraszamy za to, że nie piszemy, ale czas i brak weny.
Masakra.