Aktualności


Aktualności 24.10. 2013
KIEDYŚ WRÓCIMY
KOCHAMY WAS








piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 36

Rozalia
Półtorej godziny później Rose zaparkowała swoje sportowe auto na podjeździe Domu Pracy Twórczej. Dopiero kiedy wyszła z domu, dotarło do niej, że jej samochód nadal stoi na parkingu koło jej szkoły, więc musiała gnieść się z tymi wszystkimi ludźmi w tramwaju, żeby tam dotrzeć. A niestety niektórzy chyba nie wiedzą, że istnieje coś takiego jak dezodorant… albo chociaż mydło.
Dziewczyna wyprostowała się na obitym skórą siedzeniu i przymknęła powieki.
Okej, spokojnie. Teraz najważniejsze jest, żeby zrobić oszałamiające wrażenie na Grześku… co w sumie nie będzie takie trudne, biorąc pod uwagę fakt, że w mojej obecności on i tak wydaje się już być zauroczony do granic możliwości. – pomyślała, uśmiechając się przy tym z triumfem. – Tylko nie rozpraszaj się Wojtkiem. – nakazała sobie – Po prostu go ignoruj.
Wzięła głęboki wdech, po raz ostatni przejrzała się we wstecznym lusterku, pociągając usta malinową szminką i wysiadła z samochodu.
Drzwi otworzył jej Bartek.
- O, Rozalia, jesteś! – Przywitał ją radosnym tonem. – Grzesiek się jeszcze szykuje. – dodał, uśmiechając się szeroko i mrugając jednym okiem.
Na te słowa Rose ogarnęło wspaniałe uczucie zwycięstwa. W sumie już nawet nie musi się starać, owinęła sobie Grześka wokół palca i była o tym przekonana.
Weszła za muzykiem do jasnego salonu, gdzie napotkała wzrok Wojtka siedzącego na kanapie. Jak na zawołanie, dziewczynę zaczęła zalewać fala ciepła, a bicie jej serca gwałtownie przyspieszyło. Rose natychmiast stłumiła to uczucie i przybrała obojętny wyraz twarzy.
Cholera! – pomyślała – dlaczego akurat on musi tu teraz siedzieć?!
- Cześć – rzucił, widząc Rozalię, po czym odwrócił wzrok od jej szmaragdowych oczu. Sprawiał dziwne wrażenie, jakby siłował się z wewnętrzną chęcią spojrzenia w nie jeszcze raz.
- Hej – odparła, siląc się na obojętny, wręcz suchy ton głosu.
-Grzesieeek! – zawołał nagle Bartek, przyprawiając tym Rose o lekki zawał serca. – Twoja dziewczyna już jest!
Nie minęło pięć sekund, a do uszu dziewczyny dotarły odgłosy Grześka zbiegającego po schodach. Ubrany był w niebieską koszulę w kratę i czarne, luźne spodnie, a we włosy władował chyba tonę żelu.
Noo, nie wygląda chyba aż tak źle. – pomyślała Rose – A przynajmniej mogłoby być gorzej.
Chłopak podszedł do Rozalii i pocałował ją lekko w policzek na przywitanie. Dziewczynę uderzył w nozdrza tak ostry zapach wody kolońskiej, że po chwili musiała się od niego odsunąć, żeby nie zacząć się dusić. Boże, ile on tego na siebie wylał?!
Perkusista chrząknął.
- Cześć. F-fajnie, że je-jesteś.- Jego głos drżał, a on sam sprawiał wrażenie niezwykle zestresowanego i przejętego spotkaniem z Rose.
Dziewczyna nie miała ochoty częstować go jakimś kolejnym kokieteryjnym tekstem – Grzesiek spiąłby się pewnie jeszcze bardziej – więc odparła zdawkowo:
- Tak, dzięki.
- Masz ochotę na coś do picia? Sok, wod…
- Nie, piłam w domu. – przerwała mu chyba nieco zbyt ostro, tracąc cierpliwość – to może oprowadzisz mnie po waszym pięknym domu, hm? – dodała szybko, zmieniając ton głosu na łagodniejszy i uśmiechając się słodko. Miała wrażenie, że Wojtek przez cały czas taksuje ją przeszywającym wzrokiem, ale nie ośmieliła się na niego spojrzeć.
- No jasne, dla ciebie wszystko. – odparł rozentuzjazmowany perkusista, a Rose mimowolnie przewróciła oczami. – Może chodźmy najpierw na górę. – dodał, po czym drżącą ręką objął dziewczynę w talii, prawie jej nie dotykając i zaprowadził na piętro.
Korytarz był stosunkowo krótki i wąski, a podłoga wyłożona jasnobrązowym parkietem. W białych ścianach znajdowało się pięć czy sześć ciemnych drzwi, a z sufitu zwisał dość duży czarny żyrandol.
- Tu znajdują się sypialnie chłopaków – zaczął Grzesiek, wskazując na lewą i prawą stronę. – a tu moja. – podszedł do drzwi naprzeciwko nich i otworzył je zamaszystym ruchem.
Rose weszła do środka. W powietrzu unosił się delikatny zapach tej samej wody kolońskiej, którą wylał na siebie muzyk. Naprzeciwko drzwi ustawione było szerokie łóżko o prostym kroju. Na białej, niepościelonej kołdrze walały się stosy kolorowych koszulek i dżinsowych spodni. Po prawej stronie, przed łóżkiem stał nieduży plazmowy telewizor a obok niego okrągła, wysoka lampa. Na ogromnym głośniku ustawiona była tak duża i widocznie niestabilna wieża z płyt, że trudno było uwierzyć, że jeszcze się nie przewróciła. Po drugiej stronie sypialni stał niski owalny stoliczek na którym porozrzucane były przeróżne karty i czasopisma. Cały pokój wydał się Rozalii tak nieprzytulny, że aż miała ochotę z niego wyjść.
- Sorki za bałagan. – powiedział perkusista, uśmiechając się do niej niepewnie.
- Nie ma sprawy. Bardzo, hm, ładny pokój. – Dziewczyna z trudem zdobyła się na jakąś miłą uwagę.
Grzesiek uśmiechnął się szerzej w odpowiedzi i otworzył drzwi znajdujące się w lewej ścianie, których Rose wcześniej nie zauważyła. Jak się okazało, prowadziły do przestronnej łazienki ze skośnym sufitem i dużą ilością okien, przez które wpadały złote promienie słońca. Większa część pomieszczenia pokryta była brązowym marmurem, a na blacie obok umywalki stały beżowe, niezapalone świeczki.
Prosto z łazienki przeszli do wypchanej po brzegi garderoby. Muzyk pokazał jej swoje ulubione ubrania i dodatki, a Rozalia przez cały czas starała się wyglądać na niezwykle zainteresowaną jego opowieściami i co chwila wydawała pełne zachwytu okrzyki, jakby doskonale wiedziała o czym on w ogóle gada.
Po jakichś piętnastu minutach bezsensownej paplaniny, chłopak zaprowadził ją z powrotem na dół. Kiedy przechodzili obok kuchni, pod Rose mimowolnie ugięły się kolana na wspomnienie tego, co tu się ostatnio wydarzyło. Odepchnęła jednak od siebie szybko te myśli i ruszyła za Grześkiem do niedużego ogrodu, w którym znajdował się naprawdę długo niemyty grill i sporych rozmiarów kosiarka.
Następnie przeszli do piwnicy, gdzie znajdował się pokój, w którym zespół tworzył swoją muzykę. Znajdowało się w nim całe mnóstwo przeróżnych instrumentów: gitary, basy, keyboardy, perkusja i wiele innych, na których Rozalia zupełnie się nie znała. Pomieszczenie było nimi tak zagracone, że ledwie dało się zrobić w nim parę kroków.
Nagle komórka perkusisty wydała dźwięk informujący o nowej wiadomości. Chłopak przez kilka sekund wpatrywał się w ekran, marszcząc brwi, po czym, chowając telefon do kieszeni, powiedział:
- No, to by było na tyle jeżeli chodzi o zwiedzanie domu.
W końcu! – pomyślała Rose – Teraz tylko przydałoby się wspomnieć o jakimś nowym teledysku Afromental, w którym mogłabym zagrać… i w sumie już niedługo będę miała Grześka z głowy. Tylko najpierw muszę wydostać się z tej graciarni.
- Aha, naprawdę śliczny dom. – zaczęła słodkim głosem. – Idziemy na górę?
Nie czekając na odpowiedź, dziewczyna ruszyła przed siebie. Słysząc za sobą kroki perkusisty, przyspieszyła i weszła na schody. Nagle zauważyła schodzącego po nich Wojtka. Szybko spuściła wzrok, co było do niej niepodobne, bo zawsze szła z dumnie uniesioną głową, pokazując wszystkim kto tu rządzi, i wyminęła go zgrabnym ruchem. Gdy stała już u szczytu schodów, usłyszała głos Grześka:
- O, Wojtuś, jak dobrze, że jesteś! Zajmiesz się na chwilę Rose? Muszę iść zadzwonić.
Rozalia miała ochotę spiorunować go wzrokiem, ale powstrzymała się i popatrzyła tylko na niego niewinnie. Dlaczego znowu Wojtek?! Jest tyle członków zespołu, a i tak zawsze musi trafiać na niego! Rose nie mogła się znowu rozpraszać. Ona tu ma misję do wypełnienia, cholera jasna!
No dobra, spokojnie. Grzesiek zaraz wróci, a do tego czasu ona sobie tutaj po prostu poczeka, nie zwracając najmniejszej uwagi na Wojtka. I już.
Wokalista wyglądał, jakby momentalnie się spiął. Wsadził ręce do kieszeni, co Rose wydało się sposobem na odwrócenie od tego uwagi.
- Jasne, nie ma sprawy. – rzucił lekkim tonem.
- Super, dzięki. – odparł Grzesiek, obdarzając przyjaciela szerokim uśmiechem i dodał, spoglądając na Rose - Zaraz będę.
Rozalia posłała mu wymuszony uśmiech i przesunęła się, żeby chłopak mógł wejść na górę, po czym, nie mając nic lepszego do roboty, usiadła na schodach i udała, że robi coś niezwykle wciągającego na swoim iPhonie.
Wojtek wziął głęboki wdech i zaczął, wbijając ręce w kieszenie dresowych spodni:
- Chcesz posłuchać naszej nowej piosenki? Nie jest jeszcze skończona, ale ostatnio mam wenę…
- Nie, dzięki – przerwała mu oschle Rose, podnosząc wzrok znad komórki. Skoro ignorowanie go nie wypala, pozbędzie się go w nieco bardziej drastyczny sposób. – Od waszej muzyki robi mi się niedobrze. – No dobra, trochę przesadziła, ale może w ten sposób chłopak da jej szybciej spokój.
- Hej, wyluzuj. Co ci jest? – Odparł, wyglądając na rozbawionego reakcją Rozalii i uniósł ręce w geście kapitulacji.
Rose wprost nienawidziła, kiedy ktoś się z niej śmiał. Już miała poczęstować go jakąś ociekającą jadem uwagą, ale kiedy wbiła pełen oburzenia wzrok w jego morskie oczy, po prostu nie dała rady. Nie mogła się im oprzeć, zaczęła się w nich zatapiać, coraz bardziej i bardziej.
- Przecież to wszystko nie ma sensu – pomyślała – po co mam wykorzystywać tego całego Grześka i jeszcze tyle się z nim męczyć, skoro tutaj siedzi on… i tak na mnie patrzy… Zaraz, chwila! Co ja robię?!
Rose spuściła pospiesznie wzrok i wypuściła cały czas wstrzymywane powietrze z płuc. Oczywiście, że to ma sens. Już tak niewiele zostało, żeby Rozalia stała się znana. Trudno, pomęczy się jeszcze trochę z Grześkiem, w końcu nie ma nic za darmo. Ale sensu na pewno nie miałoby zaczynanie tego wszystkiego od nowa, a dla bezpieczeństwa swojego planu Rose chyba powinna zacząć unikać Wojtka.
Dziewczyna, zupełnie zbita z tropu, podniosła się ze schodka, wrzucając telefon do jasnobrązowej, skórzanej torebki.
- To ja chyba pójdę zobaczyć co tam u Grześka. – Powiedziała nieco za wysokim tonem jak na nią, po czym odwróciła się na pięcie i pognała na górę.
Perkusista właśnie szedł w jej stronę.
- Ja już chyba będę się zbierać. – Powiedziała, wygładzając swoją sukienkę od Chloe.
- Już? Czemu tak wcześnie? – Grzesiek wyglądał na rozczarowanego.
- Ja… Ehm… Przypomniałam sobie właśnie, że jutro mam kartkówkę z biologii, a nic nie umiem! – skłamała, przybierając entuzjastyczny ton głosu. – Too jakoś się zdzwonimy, nie? – Dodała, trzepocząc rzęsami.
- No jasne – odparł, wciąż lekko podminowany i ruszył w kierunku drzwi, żeby odprowadzić dziewczynę.
- Naprawdę świetnie się bawiłam! Muszę częściej tu wpadać! – Krzyknęła, mając nadzieję, że naprawdę wygląda na zachwyconą.
- Koniecznie! – Uśmiechnął się, a jego brązowe oczy zamigotały ożywieniem. – No to… Powodzenia w nauce.
- Tak, ehm, dzięki. – Odparła z nieznacznym uśmiechem.
Całe to pożegnanie wydało się Rozalii strasznie niezręczne. Zupełnie jak na tych wszystkich filmach, w których dwie osoby dopiero co się poznały i usilnie próbują znaleźć jakiś temat do rozmowy, ale zazwyczaj im to nie wychodzi. Rose miała już tego dosyć.
- Dobra, to cześć. – Rzuciła i, nawet nie czekając na odpowiedź, ruszyła w kierunku swojego samochodu.


* * *


O co tej dziewczynie chodzi, do cholery?!
Wojtek siedział na czarnym, strasznie niewygodnym fotelu w piwnicy Domu Pracy Twórczej i odkąd wyszła Rose, nie mógł przestać o niej myśleć. A raczej o jej dziwnym zachowaniu. Okej, może i  ma taki charakter, może to nie jej wina, ale… po tym jak wokalista odebrał ją ze szkoły i zawiózł tutaj, wcale taka nie była. Można by nawet powiedzieć, że zachowywała się jak ktoś zupełnie inny. Więc dlaczego dzisiaj była taka… po prostu wredna? Wojtek chciał z nią zwyczajnie porozmawiać, a ona najpierw wyglądała jakby chciała zabić go spojrzeniem, a potem uciekła. Czy to ma coś wspólnego z wczorajszym dniem? A może z Grześkiem… No właśnie. Z tego, co Wojtek dziś zaobserwował, Rozalia zachowywała się bardzo podobnie w stosunku do perkusisty, a kiedy już zdobywała się na jakiś miły komentarz, widać było, że przychodzi jej to z trudem. Ona ma w tym jakiś interes… Przecież gołym okiem widać, że Rose go po prostu wykorzystuje. Tyle że Grzesiek zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy, jakby był całkowicie zaślepiony.
Przecież tak nie może być! – pomyślał, prostując się nagle na fotelu. – Muszę jak najszybciej przemówić Grześkowi do rozumu… albo lepiej Rozalii, bo do niego pewnie i tak nic nie dotrze. Tylko jak…
Wokalista podniósł się gwałtownie z fotela oświecony nowym pomysłem i pobiegł na górę, do pokoju Grześka.
Stanął naprzeciwko drzwi, wziął głęboki wdech i zapukał. Nic. Zapukał jeszcze raz. Zero odpowiedzi. Nacisnął delikatnie klamkę, a drzwi się otworzyły. Wokalista wszedł do środka, nie zdając sobie sprawy z tego, że cały czas stąpa na palcach. Czuł się jakby był szpiegiem w filmie i miał właśnie odkryć jakąś szokującą tajemnicę. Ale on wcale nie miał zamiaru szpiegować Grześka, tylko mu pomóc… może w nieco dziwny sposób, ale jednak.
Przyłożył ucho do drzwi od łazienki i usłyszał dźwięk lejącej się wody. Grzesiek pewnie brał prysznic. Wojtek rozejrzał się po pokoju i zauważył nagle komórkę perkusisty na małym stoliku stojącym koło niego. Idealnie! Chłopak wziął ją do rąk i wszedł w listę kontaktów.
Nagle poczuł się wyjątkowo podle. Czy on właśnie stoi sobie w pokoju przyjaciela i grzebie w jego komórce podczas, gdy ten bierze prysznic? Wokalista już miał z powrotem odłożyć telefon na miejsce i wymknąć się po cichu z pomieszczenia, ale się powstrzymał.
Przecież to dla jego dobra. – Pomyślał, próbując przekonać samego siebie. – Po prostu to zrób.
Wojtek, cały czas jeszcze walcząc z wyrzutami sumienia, wybrał numer Rozalii i zaczął pisać.


* * *


Rose siedziała na swoim łóżku, wpatrując się w zdjęcie swojej babci tańczącej w młodości.
Jak to jest możliwe, że dzięki tańcu udało mi się tak po prostu oderwać do rzeczywistości? – myślała – Zapomnieć choć na chwilę o… rodzicach i całej reszcie. – Dziewczynie nagle ścisnęło się gardło. – Nie, to nie ma sensu – Rose pociągnęła nosem i opadła na miękkie poduszki projektu jej mamy.
- Oczywiście, że ma sens. To jest po prostu magiczne. – Odezwał się jakiś głos w jej głowie, a Rozalia z jakiegoś powodu wiedziała, że ma rację.
Nie wiem co teraz będzie – pomyślała – Nie mam już nikogo… zupełnie. Jestem całkiem sama.
- Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało – głos w głowie znowu się odezwał.
Może tylko dlatego, że miałam świadomość, iż mogłoby być inaczej. – odpowiedziała głosowi. – Ale teraz… sama już nie wiem co teraz…
Nagle odezwał się iPhone dziewczyny. W samą porę, bo do jej oczu zaczynały już napływać łzy. Rose wzięła telefon do ręki. Dostała nową wiadomość od Grześka.


Spotkajmy się jutro o 18.00 w Parku Świętokrzyskim koło fontanny. Co ty na to?


Rozalia była teraz kompletnie zbita z tropu. Nagle cały ten plan związany z Grześkiem wydał jej się śmieszny. Mogłaby robić tyle ciekawych rzeczy, a zamiast tego woli uganiać się za członkiem zespołu, za którym nawet nie przepada, w nadziei, że ją wypromuje. Naprawdę nie miała teraz najmniejszej ochoty na kolejne spotkanie z Grześkiem. Ale z drugiej strony wiedziała, że jeszcze będzie żałować, jeżeli się nie zgodzi, więc odpisała mu najszybciej, jak tylko potrafiła w obawie, że zaraz znowu zmieni zdanie.


Okej, to widzimy się jutro.


Nagle usłyszała przeraźliwy krzyk dochodzący z dołu. W pierwszej chwili Rose tak się przestraszyła, że iPhone aż wypadł jej z ręki, a ona sama zastygła w bezruchu. Jednak po chwili wszystko sobie przypomniała.
Czyżby ciocia postanowiła umyć sobie włosy? – pomyślała z triumfalnym uśmieszkiem.
Nie czekając dłużej, Rozalia wybiegła z pokoju i w podskokach dotarła do łazienki na parterze. Nagle wyszła z niej ciotka, od której aż emanowała wściekłość. Rose tak bardzo zachciało się śmiać, że musiała zakryć usta ręką, żeby to ukryć.
Eliza stała przed nią prawie łysa, trzymając w rękach jakieś czarne kudły, zapewne jej własne. Na gładkiej głowie sterczało jej kilka czarnych kikutów, a biały szlafrok od Diora cały był w jej włosach. Na twarzy wypisaną miała furię, a jej spojrzenie zdawało się mówić: lepiej nie podchodź bliżej, bo nie ręczę za siebie! Dodanie kremu do depilacji do jej szamponu było po prostu genialnym pomysłem!
- Co. To. Wszystko. Ma. Znaczyć?! – wydarła się histerycznie wystawiając ręce w stronę Rozalii.
- Ale o co ci chodzi? – Rose przybrała minę niewiniątka.
- Nie denerwuj mnie, dobrze wiem, że to twoja sprawka!!! – Krzyknęła poirytowana do granic możliwości.
Dziewczyna już nie mogła się dłużej powstrzymać i wybuchła śmiechem, zginając się wpół, aż do jej oczu napłynęły łzy. Jednak po chwili spoważniała i spojrzała ciotce prosto w oczy.
- Cóż, powinnaś się była spodziewać, że nie będziesz mieć ze mną łatwo. – Powiedziała dumnie, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę schodów, cały czas chichocząc.
  
Lamczi
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Chyba dosyć długi wyszedł. 
Przepraszamy za to, że nie piszemy, ale czas i brak weny. 
Masakra.